i zmiana

Po owocnych pięciu latach pożegnałem się z osiołkiem. Na jego grzbiecie przejechałem ponad 20 tysięcy kilometrów po drogach Wyspy i okolic. To dobry sprzęt więc niech daje teraz radość komu innemu. Przepiękne klasyczne Kawasaki też znalazło nowego właściciela. Na boczne wyspiarskie dróżki okazało się za mocne i ciężkie.

Skoro jednak życie nie znosi próżni musiało pojawić się coś nowego. Chciałem by było małe, raczej nie za mocne i dość zwinne. Motocykl na dojazdy do pracy i na niespieszne wycieczki po okolicznych powiatach. By nie rujnowało i tak skromnego budżetu, a w przyszłości, pozwoliło na dokonanie pewnych "customowych" przeróbek (co jest na razie ledwo jakimś pomysłem - nawet nie planem).

I tak pojawił się ON, a właściwie GN :-)

Tak, wiem, że szału nie ma i dupy nie urywa. Jednak dla mnie to powrót w okolice roku 2000 kiedy to będąc licealistą takie suzuki było spełnieniem marzeń jednośladowego nowicjusza. W końcu to także powrót do naprawdę  relaksacyjnej jazdy z oglądaniem landszaftów i możliwością zatrzymania się w każdej chwili i w każdym miejscu.

Po prostu zwykły pierdopęd bez wybujałych ambicji.

A jak "gienek" może w przyszłości wyglądać? Widać choćby tu .

Tymczasem, wieczorny wypad za miasto i pamiątkowe ujęcie z pierwszej przejażdżki: